10.06.2009

Koniec sielanki

20 sierpnia 2008 rok, dzień jak co dzień, Tomek zaplanował wyprawę do Poznania z Julką (czyt. ze swoją dziewczyną),jako że zbliża się wrzesień, więc wypada zaopatrzyć się w podręczniki ;). Czekamy aż Młody wynurzy się w końcu ze swej „komnaty”, bo ileż można spać. Wreszcie ok. 12h powolnym krokiem schodzi z piętra , marudząc jednocześnie, że strasznie boli go głowa. Mogłoby się wydawać - nic poważnego. Ból głowy dość powszechny chyba jest. Jak się później okazało ten ból był sygnałem. Mama zaprowadziła Młodego na taras, licząc na to że na świeżym powietrzu dolegliwości miną. Nic z tego. Ból się wciąż nasilał. Nie myśląc wiele mama chwyciła za telefon, dzwoni po pomoc. Ja w tym czasie próbowałam zaprowadzić Młodego do domu. Zdołał zrobić tylko kilka kroków. Już po chwili cała lewa strona była sparaliżowana, Młody miał trudności z mówieniem i upadł na podłogę. Chyba czuł, że jest źle, bo resztka sił wydobył z kieszeni swój telefon komórkowy i wybrał numer do Julki , wymamrotał żeby jak najszybciej przyszła, po czym telefon wypadł z jego dłoni – zadziwiające, ale prawdziwe. Wszystko działo się niesamowicie szybko. Po 15 minutach od wylewu Tomek już nic nie mówił. Patrzył się ślepo w jeden punkt. Oczywiście Julka po dziesięciu minutach się zjawiła. Natomiast pogotowia wciąż nie było widać ani słychać. Chwilę później pojawił się lekarz internista z miejscowego ośrodka zdrowia, straż pożarna, nieco później lotnicze pogotowie ratunkowe, tłumy „życzliwych” gapiów, kochających gremialne przedstawienia… a na ambulans czekaliśmy, który jak się później okazało zabłądził. Po wielu perturbacjach Tomek został przewieziony do szpitala. Natychmiast przeprowadzono tomografię komputerową głowy. Było bardzo źle, stan Młodego był skrajnie krytyczny. Trzeba było pilnie operować, więc został przewieziony do szpitala dziecięcego im. Karola Jonschera w Poznaniu. Dostaliśmy obuchem w łeb.

www.tomaszkwiatek.republika.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz